Wstałyśmy jak najwcześniej, żeby mieć siłę przejść caaałe miasto :D
Oczywiście całego się nie dało, bo zmarzłyśmy strasznie i nogi odmawiały posłuszeństwa, ale co zobaczyłyśmy, to nasze. Zaczęłyśmy od swobodnej przechadzki gdzie nas mapa poniesie. Pochodziłyśmy po uroczych uliczkach, później kierowałyśmy się na wzgórze z Cytadelą, głównym punktem widokowym. Na górę razem z nami nikt nie wchodził. Poza jakimś kolesiem, który cały czas nas śledził i dziwnie się patrzył. Stanął przy schodach i sikał patrząc na nas -.- Porobiłyśmy sobie po drodze zdjęcia na tle miasta, które jest piękne :) Zeszłyśmy drugą stroną z góry na stronę z Pałacem i katedrą.
Zmarzłyśmy okropnie, więc wstąpiłyśmy na kawę z prądem, która okazał się fuuuj! Ale to nic ;p
Budapeszt, jak to ładne europejskie miasto, do tego stolica, pełna była turystów. Głównie chyba Niemców, oni są wszędzie. Ale Polaków też dało się słyszeć :) Mimo zimy pod koniec marca, Budapeszt był pełen ludzi. Nic dziwnego, bo jest w pytkę!!
Parlament od strony Pesztu oczywiście też bomba :) Nie udało nam się wejść do środka niestety, bo nie było czasu, a z tego co mówił ankieter na lotnisku, bardzo ciężko tam o miejsce.
Wróciłyśmy wieczorem totalnie skonane i bez siły, zamarznięte na kość, ale zadowolone. Wyjazd już jutro... a tyle rzeczy do obejrzenia! Postanowiłyśmy zostać w pokoju wieczorem. Pogadałyśmy z ludźmi z pokoju, wymieniliśmy kulturą i opowieściami na temat spędzania świąt. Wszystkim podobał się język polski, jak słyszeli nasze rozmowy. Bardzo miło wypowiadali się o Polsce. To lubię :) I stwierdziłyśmy, że mamy jeszcze jedną rzecz do obejrzenia!
Po małym odpoczynku poszłyśmy jeszcze do baru Szimpla, który jest atrakcją Budapesztu dla młodych ludzi. Poleciła mi to koleżanka erasmuska z Barcelony, która dwa tygodnie wcześniej była w Budapeszcie przez weekend. Grasias, Eugenia! :) Miejsce jest super. Urządzone ze śmieci, ale za to jak z pomysłem, wszystko było przemyślane. Mega! Siedzenie w samochodzie? Na krześle dentystycznym? Na kanapie zrobionej z wanny? Spoko! Zostawiłyśmy po sobie tam ślad w postaci podpisu na abażurze :)
Poszłyśmy spać dość wcześnie, żeby następnego dnia wyruszyć na lotnisko nieco wcześniej, żeby nie gonić na wariata.