Opuściliśmy Pragę gotowi na przemierzenie całej Austrii i północy Włoch, żeby dojechać jeszcze tego samego dnia do Wenecji. Możliwe do zrobienia, ale coś za coś ;)
Winieta kupiona, przemierzanie trasy autostradą było męczące, ale szło to w miarę szybko. Najgorzej było pod Wiedniem, bo przywitał nas tam... korek. Na autostradzie! Godzina w korku nie byłaby aż taka zła, gdyby nie to, ze widok na miast zasłaniały wielkie ściany chroniące przed hałasem. Gdyby chociaż były przezroczyste...
Gdy zaczynały się tereny wyżynne zaczęło lać i cały świat dookoła pokrył się mgłą. Piękne widoki górskich miejscowości w dolinach (które najpewniej tam były!) zostały nam odebrane. Jeszcze większa niechęć do austrii.
Zjechaliśmy z autostrady i zatrzymaliśmy się dopiero, żeby coś zjeść, bo akurat zobaczyliśmy znane nam logo sklepu Lidl ;) Zrobiło się już ładniej, słońce nieśmiało wyglądało przez chmury. Tam już zaczynało się robić powoli górzyście. Nigdy wcześniej nie widziałam gór, więc bardzo mi się to podobało. Dalej zatrzymaliśmy się w małej miejscowości Kirbach, ponieważ góry były tu już konkretne. Zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcia i ruszyliśmy dalej na granicę.
Do granicy dosłownie wspinaliśmy się samochodem, po osiągnięciu najwyższego punktu byliśmy już w Italii :) Strome i wąskie uliczki z zakrętami o kącie półpełnym... wow. Wspaniała trasa, jedno z najpiękniejszych, co mnie na tej wycieczce spotkało.
Najbardziej w trasie przez Austrię spodobały mi się:
* góry i urocze górskie domki
* chmury w górach!
* trasa przy górach, po górach !