Znowu był problem z campingiem, jednak teraz do godziny 18 udało się coś znaleźć, ale tylko na jedną noc. Potem się okazało, że nie potrzebne nam było w tym mieście więcej.
Znaleźliśmy pole bardzo blisko morza, niestety woda była tam tak lodowata, że nawet do niej nie weszłam, jedynie chłopaki dali radę.
Pojechaliśmy do miasta autem i znowu spotkaliśmy się z miłym przyjęciem Polaków. Trójka Francuzów pomogła nam z parkingiem i pytali nas po polsku "W poziątku?". Potrafili jeszcze powiedzieć "Rzeszów". Dlaczego tak - niech to pozostanie tajemnicą xD
W Saint-Tropez kasa wylewała się jeszcze bardziej niż w Monako. Po ulicach jeździły tylko samochody marki Rolls-Royce. Tylko. Sklepy odzieżowe jakie były w mieście to jedynie marki typu Channele czy Versace.
Obejrzeliśmy starą żandarmerię, port i ogólnie pochodziliśmy w tę i z powrotem przytłoczeni bogactwem. Wracając na parking, zauważyliśmy jakieś zamieszanie przy budynku Channele, na przeciwko żandarmerii. Co chwila podjeżdżał samochód, ktoś z niego wychodził i obstawa witała gościa. Kolega się tam zakręcił, postał chwilę, a ja z drugim kolegą siedzieliśmy gdzieś po drugiej stronie ulicy, kiedy przybiegł do nas Mateusz mówiąc, że miał mega szczęście, bo właśnie widział Naomi Campbell. Szczęściarz ;)
Najbardziej w Saint-Tropez spodobały mi się:
* drzewo przy żandarmerii xD
* impreza na plaży