Zbliżała się moja wycieczka na Maderę z Lizbony, więc postanowiłam w końcu odwiedzić koleżankę z dzieciństwa, która również robi erasmusa w Portugali - w stolicy właśnie.
Nie utrzymywałam z nią kontaktu, chociaż studiowała w Poznaniu tak jak ja, ale jakoś zaniedbałyśmy to i nie wyszło. Kiedy zaczęłam interesować się Portugalią razem z Kasią oglądałyśmy mecze Portugalii obiecując sobie, że kiedyś pójdziemy razem na mecz. Nie sądziłam jednak, że to marzenie ciągle jej się gdzieś kołacze po głowie tak jak mi. W okolicach grudnia zauważyłam, że dodana została na fejsbuku do grupy erasmusów w Lizbonie i napisałam do niej. Od tamtej pory się kontaktujemy i napisałam do niej przed Maderą, że może spędzimy razem czas i mnie przenocuje. Udało się nam spotkanie po latach na drugim końcu Europy :)
Do Lizbony wybrałam się z dwoma koleżankami erasmuskami, które chciały razem ze mną zwiedzić Lizbonę w jeden dzień. Nie udało się oczywiście, miałam ze sobą kilkukilogramowy plecak ze wszystkim, czego potrzebuję na wyspie!
Zwiedziłyśmy jednak fragment Alfamy, Belém i kilka innych miejsc.
Muszę przyznać, że Lizbona mnie nie pociąga. Jedynym, co zrobiło na mnie ogromne wrażenie to widok z Elevador Santa Justa i pasztele. Chyba przez mieszkanie w Coimbrze, która jest jednak małym miastem, odzwyczaiłam się od odległości jakie są w Lizbonie, a od ludzi wszędzie wciskających okulary, zegarki i inne rzeczy na ulicach albo proszących o pieniądze wszędzie gdzie popadnie. Strasznie działało mi to na nerwy. Małe miasta mają to do siebie, że tam takich rzeczy na codzień się nie widzi, czuję się bezpieczniej o siebie i swoje rzeczy, kiedy spaceruję po Coimbrze.
Jednak warto pochodzić po Belém, zjeść pastela, bo jest dobry. Może następne wizyty w Lizbonie będą ciekawsze, bardziej zgłębię się w miasto i nie będę myślała tylko o tym, że za chwilę jadę na Maderę i jak jestem tym podekscytowana. Bo bardziej cieszyłam się na tę naturę niż duże miasto. Podczas tej wizyty największą atrakcją było spotkanie Kasi po latach :D