Podczas powrotu z Gerês zobaczyłam domek z jedną ścianą w skale i przypomniało mi się zdjęcie domu całkowicie wykonanego w skale jaki kiedyś widziałam. Chodziło mi to po głowie, bo miałam wrażenie, ze to miejsce było gdzieś w Portugalii, więc wpisałam "casa de pedra" w Google i okazało się, że dobrze mi się wydawało! Miejsce do tego było niedaleko Porto! Najlepiej.
Jakiś czas mi zajęło namawianie Gabi na to, żeby pojechała ze mną, wyszukałam trasę, z map google wynikało, że to jedynie 12 km w jedną stronę z Fafe, większego miasteczka w okolicy. Na autobusy nie liczyłam, bo w weekendy komunikacja między małymi miastami nie działa. Zaproponowałam, że pojedziemy tam, a jak nie znajdziemy rozwiązania pojedziemy po prostu do Guimarães i spędzimy tam dzień. Gabi wreszcie się zgodziła, chociaż widziałam, że jakbym powiedziała "albo dobra, nie jedziemy" to by się ucieszyła xD
Pojechałyśmy bezpośrednim do Fafe autobusem i już z daleka zobaczyłam wiatraki, które były na wzniesieniu - 12 km pieszo zajęłoby cały dzień w takich warunkach, załamka. Na miejscu spytałyśmy o autobusy i naturalnie - nie ma! Postanowiłyśmy jeszcze spróbować na stopa (sic!).
W pobliskiej (pierwszej lepszej) kawiarni usiadłyśmy na kawie i spytałyśmy panią czy wie coś na temat sposobu dotarcia do Casa do penedo (bo tak nazywa się domek, do którego zmierzałyśmy). Pani nie wiedziała, ale była bardzo uprzejma. Powiedziała, że możemy spytać pana, który pracuje w szkole i zazwyczaj pija u niej kawę, powinien być niedługo. Poczekałyśmy. Pan, gdy się zjawił powiedział, że no nie ma jak, a ja spytałam, na której ulicy możemy stanąć, żeby złapać autostopa. Pani się zaśmiała mówiąc, że to niebezpieczne i mało kto tam jeździ. Pan coś powiedział, żebyśmy poczekały 20 minut, ale nie zrozumiałam reszty. Spytał czy na długo tam chcemy, a my, że jedynie zdjęcia. Spytałam Gabi, co za 20 minut.
Za 20 minut ten pan nas tam zabierze xD
Pan zabrał nas na sam szczyt autem opowiadając o okolicy, Trzeba przyznać, że jechaliśmy dobre pół godziny, więc nie wiem ile potrwałby marsz. Po zrobieniu zdjęć (Gabi powiedziała jakieś sto razy, że to jest superawesome), zaproponowałysmy panu w podzięce lunch, ale odparł, że już jadł. Spytał też czy jedziemy prosto do Porto czy do Guimarães jeszcze chcemy i zawiózł nas tam, a potem pokazał miasto. Cały czas się uśmiechał, mówił dużo. Chyba po prostu był szczęśliwy, że może się wygadać :)
Tyle szczęścia jednego dnia zapłacone było potem moją krwią - biegnąć na autobus po ruchomych schodać przepłaciłam ranie na piszczelu, kolanie i ręce i podarłam spodnie xD Ale i tak było warto! Polecam zdjęcia.
Była to moja ostatnia wycieczka w Portugalii, 2 dni później wracałam już do domu :)