Monstrualnie zmęczeni wsiedliśmy w auto koło 3 po południu i pojechaliśmy w okolice jeziora di Garda w poszukiwaniu pola namiotowego. Byliśmy już tak źli, że byle sprawa doprowadzała do kłótni. Na złość, wszystkie pola były 3-4 gwiazdkowe, co oznacza naturalnie wyższą cenę. Po objechaniu południowego brzegu straciliśmy cierpliwość. Na stacji benzynowej zasięgnęłam rady u starszego Włocha moim marnym niemieckim. Polecił nam jedynie pole, które już widzieliśmy, do tego było ono 3-gwiazdkowe. Ale nie mieliśmy innego wyjścia, sen był tutaj produktem deficytowym, nie mogliśmy dalej się ze sobą kłócić! (heh)
W końcu pojechaliśmy do Sirmione, na pole o którym mówił stary Włoch. Rozbiliśmy się, zjedliśmy kolację. Uprzejmi Włosi mieszkający obok podzielili się swoimi meblami turystycznymi podając nam stół i po krześle. Miło. Zażyliśmy snu i rano przeszliśmy się nad jezioro. Widok był śliczny - lazurowa woda, a w oddali góry.
Tego dnia pojechaliśmy pozwiedzać Weronę.