Wieczorem po zamku mama Caroliny bardzo chciała jechać na prezentację na temat podróży jakiegoś gostka do Chin, która miała miejsce w starym sklepiku ze starymi artykułami z dzieciństwa pokolenia naszych rodziców. Oczywiście powiedziałam, że pojadę z nimi, bo Carolina chciała jechać. To tak, jakby zobaczyć arytkuły z czasów PRLu czy coś, więc może być ciekawie.
Razem z nami miały jechać dwie koleżanki mamy Caroliny, któe okazały się bardzo rozgadanymi paniami. Jedna z nich tylko mówiła po angielsku, bo jakiś czas mieszkała w Stanach, ale obie były bardzo sympatyczne.
Dojazd do Miranda zajęło dobre 40 minut, w tym czasie próbowałam zrozumieć choć odrobinę tego, o czym rozmawiały panie - bezskutecznie xD Zbyt szybko jak dla mnie.
Na miejscu był sklepik, o którym mi mówiono. Jak dla mnie to żadne rewelacja, ot trochę starych przedmiotów: puszki z sardynkami, cukierki, drewniane zabawki, więcej puszek z sardynkami, dżemy domowej roboty, jakieś dziergane lalki, figurki, plakaty z reklamą regionalnego likieru Beirão i (najdziwniejsze) plastikowy bacalhau. Pani, która obsługiwała w tym sklepie miała taką radochę, że wszystko oglądamy, że to się nie dzieje. Miała taki uśmiech od ucha do ucha przez ten cały czas, że do tej pory się śmieję jak sobie przypomnę. No przeurocza była.
Sklep miał drugą, bardziej nowoczesną część i tam właśnie miała miejsce prezentacja. Prezentujący pan miał na imię Jorge i na moje miał około 30 lat. W swoim śmiesznym berecie i chińskim wdzianku z uśmiechem opowiadał o swojej przygodzie (oczywiście po portugalsku). Ludzie co chwilę się wtrącali z pytaniami, co bardzo pana Jorge cieszyło, widać było jaki jest dumny z tej podróży i że tyle ludzi zaciekawił swoja prezentacją. Duża część tych osób to po prostu sąsiedzi lub znajomi, dlatego atmosfera była bardzo luźna i przyjazna.
Pod koniec dnia zarówno ja, jak i Carolina byłysmy dość zmęczone. Jednak był to dobry dzień :)
Następnego dnia rano tuż po wstaniu (dość późnym haha) pojechaliśmy prosto do Combry, gdzie ja poszłam do akademika, a cała rodzina Caroliny do babci na lunch. Dałam im w podzięce jedyne, co mogłam - czyli moją Spolicę malinową, moją ulubioną xD