Geoblog.pl    grubahilda    Podróże    Maroko!    Dzień 2
Zwiń mapę
2014
17
kwi

Dzień 2

 
Maroko
Maroko, Fès
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1037 km
 
Z rana zostawiliśmy rzeczy w hotelu dzięki uprzejmości pana tam siedzącego i poszliśmy kupić bilety na autobus na wieczór.

W międzyczasie dostaliśmy zaproszenie od naszego couchsurfera na ślub jego siostry! Marokański ślub, ale miazga. Ale niestety zaczynał się następnego dnia i nie zdążylibyśmy nic zobaczyć w Merzouga. Ślub był w Zagorze. Z ciężkim sercem odmówiliśmy. Powiedzieliśmy o tym Fatimie, powiedziała, że nic straconego, bo możemy przyjechać na jej ślub xD

Po kupnie biletu na 21 pojechaliśmy nieco za miasto, skąd można podziwiać panoramę miasta. Poleciły nam to Rosjanki, miejsce nazywa się Burj du Sud, ale większość taksówkarzy powinna wiedzieć o co chodzi jak powie im się "panorama". Znowu śmiesznie tania taksówka, za 7 dh za całość. Dzieląc na 3 osoby to jest aż zabawne.

Na miejscu było naprawdę pięknie. Usadowiliśmy się w cieniu drzewa, żeby zjeść śniadanko w tym ślicznym miejscu. Po 5 minutach podchodzi do nas Marokańczyk, przedstawia się jako Mustafa i zagaduje. Znał kilka słów po polsku, np. "sto", "dziękuję", "dzień dobry, przyjacielu" itd. Sprzedawał produkty ze skóry. Pokazywał plecaki i portfele. Chciałam, żeby sobie poszedł, ale Krzychu zaczął się targować o portfel. Z 60 dh zszedł do 15. Mustafa początkowo mówił, że jak zapłaci 20, to jest to cena niższa niż on zapłacił za te produkty sam. Ale Krzychu się nie dał i zeszło do 15. Mustafa powiedział, że zarobił na nim tylko 4dh. Radził nam nie ufać nikomu, spytał o kilka słów po polsku, a potem napisał nam na kartce nasze imiona po arabsku. Spotkaliśmy go nieco później, jak próbował sprzedać coś Angielkom.

Stamtąd przeszliśmy ścieżką do Merinide Necropole, czyli ruiny tuż przy cmentarzu Cimetiere de Bab Guissa. Ciekawe miejsce, na pewno warte zobaczenia jak jest się w Fezie. Tam spotkaliśmy Niemca, którego poprosiliśmy o zdjęcie. Wędrował sam, bo jego dziewczyna od słońca tamtejszego bardzo źle się czuła. Ja też, ale ja piłam wodę i wzięłam tabletkę na głowę, żeby móc zwiedzać dalej xD Porozmawialiśmy z nim chwilę, życzyliśmy powodzenia. My zeszliśmy dołem przy cmentarzu, skąd wzieliśmy taxi do mediny. Dojechaliśmy do placu, za którym był park. Na placu w cieniu stało mnóstwo stoisk z sokiem pomarańczowym świeżo wyciskanym na naszych oczach. Podeszliśmy do pierwszego chłopaka, gdzie dostaliśmy po szklance pysznego prawdziwego soku za 4dh, czyli około 40 euro centów. Pycha! Modliliśmy się, żeby nie złapały nas biegunki po tym, jak zobaczyliśmy jak się te szklanki myje - płukali tylko w środku, fuj.

Później poszliśmy do parku/ogrodu botanicznego. Miejsce było pełne kwiatów i bardzo zadbane oraz czyste. Stali wszędzie strażnicy pilnujący porządku, raz na jakiś czas gwizdali, gdy ktoś dotykał czyściutkiej wody w zbiorniczkach - oczywiście robili to jedynie miejscowi.

Umówiliśmy się na kawę z chłopakiem z CS na 6, żeby potem od razu iść na autobus.

Weszliśmy po tym do mediny i zaczęliśmy szukać farbiarni skór. Nie braliśmy przewodnika, bo rozumieliśmy już topologię mediny i umieliśmy się w niej poruszać. Spytaliśmy kogoś jak dostać się do farbiarni (tannery). Człowiek od razu kazał za sobą iść, ale podziękowaliśmy, bo nie chcieliśmy mu potem płacić.
W następnej uliczce, gdzie kazał nam iść (gubiąc go specjalnie) zobaczyliśmy wskaz na farbiarnie i zdjęcie farbiarni. Weszliśmy tam i od razu nas przechwycono. Młody mężczyzna powiedział, że nas oprowadzi. Był zadbany, w ubraniu dobrej jakości. Angielski umiał perfekcyjnie. Kazał wziąć miętę i zaprowadził nas na dach, skąd widać całą farbiarnię. Ta mięta jest po to, żeby przytkać sobie do nosa jak bardzo wali. Cały proces farbowania może zająć nawet miesiąc. Podczas naszej wizyty nie śmierdziało aż tak.
Po obejrzeniu mężczyzna zaprowadził nas oczywiście do swojego sklepu ze skórą. Pokazał nam kurtki, powiedział, że za nie normalnie płaci się około 2000dh, ale skoro jesteśmy studentami, to da nam za 1500dh. Wciąż za dużo xD
Skóry były naprawdę dobrej jakości, pokazał, że można rozpoznać dobrą skórę próbując ją podpalić zapalniczką. Nie powinna się barwić ani palić. Dla kobiet miał produkty z kóz, a dla mężczyzn z kóz i dromaderów (bardziej wytrzymałe ponoć).
Cóż, dla nas ceny były za wysokie zdecydowanie, więc podziękowaliśmy i wyszliśmy.

Nie pozwolono nam jednak wyjść z budynku, przechwycił nas kolejny mężczyzna, który miał fabrykę szali i kap na łóżka. Również wytłumaczył jak przebiega proces swoim słabym angielskim. Stwierdziliśmy, że musimy i tak kupić jakieś chusty, więc im więcej weźmiemy, tym będzie taniej. Ja wybrałam 2 (niby z jedwabiu), Mateusz 2 i Krzychu 3. Spytaliśmy o cenę. 980dh za wszystko, My, że nie ma mowy, max możemy dać 600. Skoro jakość dobra, to niech tak będzie. Świetni z nich aktorzy, bo oczywiście usłyszeliśmy, że z tą ceną chcemy ich pozabijać, taka niska! Ostatecznie skończyło się na 700 za wszystko. Świetny interes!
W Merzouga powiedziano nam, że oryginalne mogą tyle kosztować, a nasze szmatki śmiało po 30 za jedną można kupić. W Maroko wiedzą jak zagrać! ;)

Po farbiarni poszliśmy szukać sklepiku Fatimy i po drodze zobaczyliśmy dwóch tradycyjnych tancerzy - filmik (w HD!!). Oczywiście po tańcu od razu chcieli kasę xD Ale był sympatyczny, więc daliśmy mu 6 dh.

Pożegnaliśmy się z Fatimą życząc powodzenia. Miła dziewczyna z niej.
Zabraliśmy rzeczy z hotelu i poszliśmy na obiad do hotelowej restauracji. Ja wzięłam boulaf wołowy, który wydawał mi się nieco podejrzany. Nie chciałam mieć potem rewolucji żołądkowych, więc wypiliśmy po coli. Po jedzeniu zaczęliśmy się zbierać. Pan z restauracji próbował nas przekonać, żebyśmy zostali i spali na dachu. Przemiły. Uprzejmie wytłumaczyliśmy, że, jedziemy dzisiaj do Merzouga, ale następnym razem na bank przyjedziemy do niego!

Wróciliśmy pod stację pociągów, gdzie mieliśmy spotkać się z chłopakiem z cs. Zobaczyliśmy go z daleka, bo mówił, że będzie miał niebieską koszulę. Przyszedł z kolegą. Siedzieliśmy na kawie/herbacie aż do końca naszego czasu w Fezie. Opowiedzieli, że żeby wydostać się z Maroko trzeba sporo zapłacić, wiza pracownicza z Maroko kosztuje około 100000dh, co daje aż 10000 €!
Opowiedzieli jak wygląda sytuacja w kraju wg nich. Że jak chce się mieszkać, to jest w porządku, jeśli przestrzega się zasad. Jeśli chce się coś powiedzieć, zawalczyć o prawo, mogą być kłopoty. Ponoć jak były rewolucje w Egipcie, Tunezji i Algierii Maroko milczało tylko dlatego, że mieszkańcy się boją, nie potrafią walczyć o swoje. Nie mogę pić alkoholu, bo jak ktoś ich z nim zobaczy to może być kłopot. Jak to powiedzieli - alkohol w supermarketach jest jedynie dla turystów.
Ta dwójka studentów (jeden matematyka, drugi socjologia) lubi spotykać się z couchsurferami, by otworzyć sobie oczy i poznać inne kultury. W Maroko ogólnie lubi się turystów, bo to jakiś kontakt z zewnętrzem, który jest dla nich taki zamknięty. Powiedzieli, że ludzie niechętnie w Maroko studiują, bo pracę po studiach dostają i tak jedynie dzieci wielkich bogatych rodzin zaprzyjaźnionych z królem. Sam kult króla też jest dziwny - wszyscy udają, że go kochają, a tak naprawdę wielu go nie cierpi, bo król posiada największe krajowe firmy i wszystko bierze tylko dla siebie. Jest obrzydliwie wręcz bogaty, a w większości kraju jest wielka bieda. Król jest jednak tym, co trzyma cały kraj razem. Gdyby go nie było, nastąpiłby podział na północ, południe i środek kraju, który wzajemnie się nie lubi i jednoczy ich jedynie wspólny król. Nasi couchsurferzy są smutni z powodu sytuacji w ich kraju, bo oni to wszystko widzą jak czarno na białym, że wolności nie ma. Chcieliby mieć szansę na pracę za granicą albo lepsze życie w kraju. Szansa dla nich na znalezienie pracy jest raczej mała. Boją się, że skoro ludzie nie chcą studiować, bo i tak nie dostaną pracy, jedynie bezużyteczny papier, kraj przestanie się rozwijać całkowicie.

Na koniec jeden z nich wręczył mi swoją chustę, żeby się owinęła na pustyni. W zamian daliśmy im portugalskie wino, które było przewidziane dla couchsurfera z La Linea, do którego nigdy nie dotarliśmy. Ucieszyli się jak dzieci :D Schowali natychmiast do plecaka. Mam nadzieję, że chociaż trochę je odczuli ;)

Odprowadzili nas na autobus, pożegnaliśmy się i życzyliśmy powodzenia.

Czekała nas całonocna podróż, którą całą przespałam :D Budząc się jedynie nad ranem, gdzie lekko świtało i krajobrazy zaczęły robić się lekko pustynne...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (10)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Multimedia (1)
  • rozmiar: 0,00 B  |  dodano
     
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
zula
zula - 2014-04-28 22:13
Podoba mi się nagranie!
 
 
grubahilda
Marta P.
zwiedziła 6.5% świata (13 państw)
Zasoby: 96 wpisów96 39 komentarzy39 405 zdjęć405 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
12.04.2014 - 25.04.2014
 
 
25.01.2014 - 07.10.2014
 
 
23.03.2013 - 25.03.2013