W drodze rozmawialiśmy z Niemcem. Ja po portugalsku, Mateusz po Hiszpańsku, Niemiec znał oba języki, ale wolał mówić po pt. Ciekawa z niego była postać. Trenował kite surfing i zakochał się w Tarifie własnie.
W Tarifie woził nas po kilku hostelach, które znał, żeby zorientować się w wolnych miejscach. Nie było łatwe znalezienie czegoś, jedyne miejsce, jakie było wolne kosztowało nas po 20 euro od osoby. Niby nie dużo, ale jednak za spanie 4-10, to dość sporo. Ale niestety było za zimno na spanie na plaży...
Z rana wydrukowaliśmy w hostelu nasz plan podróży i poszliśmy na stację autobusową z transportem do La Linea zgodnie ze wskazówkami panów w tym hostelu. Na stację przyjechał do nas pan właściciel hostelu, bo zapomnieliśmy pendrive'a, a oni wiedzieli, gdzie jedziemy! Przemiło!!
Na wylocie z Tarify były bardzo ładne widoczki, niestety zdjęcia jedynie przez szybę.