Z La Linea de la Concepcion jest zaledwie 5 minut drogi do Gibraltaru. Zadziwiające, że jest tam tak małe państwo, do tego jeszcze bez możliwości rozbudowy, bo Hiszpania rozpostarła się tuż przy granicy i nie przepuści dalej!
W Gibraltarze oczywiście językiem jest angielski, ale przysięgam, że więcej tam jednak hiszpańskiego.
Na przystanku spotkaliśmy miłą panią Angielkę, która powiedziała, że bardzo lubi Polaków i nigdy nie slyszała o nich złego słowa. Miło takie rzeczy słyszeć! Spytaliśmy jak najlepiej wejść na skałkę i powiedziała nam o schodach, gdzie już turyści zbyt nie chodzą, bo uruchamia się dla nich autobusy. Wiadomo. Stanęliśmy tam coś zjeść przed dotarciem do małp głodomorów. Towarzyszył nam pan gołąb.
W Gibraltarze głównymi atrakcjami są skały oraz makaki berberyjskie, które mieszkają na skale. Ponoć zostały przywiezione jako maskotki, a potem wyrzucono je z domu i osiedliły się własnie tam na skale. Są dość wredne, dla nich każda siatka oznacza jedzenie i są w stanie wyrwać tę siatkę, jak to zrobiły z Mateuszem. Jednak w siatce były jedynie buty xD Jednemu panu wbiły do samochodu, bo go nie zamknął.
Mi chciały dla odmiany zajumać kapelusz. Ale i tak są słodkie!
Popołudniem skierowaliśmy się na autobus do Algeciras, skąd mieliśmy złapać statek do Tangier Med.