W Rabacie byliśmy już koło 7 rano, więc trzeba się było czymś zająć. Siedzieliśmy w kawiarence na dworcu, chłopaki spali na siedząco, a ja pisałam sobie w notesie. Po drugiej stronie pomieszczenia siedziała rodzina, dla której byłam chyba dość ekscentryczna, bo obserwowali mnie non stop. Zwłaszcza przygruby 5-letni synek.
Po 9 poszliśmy do miasta. Ruszyliśmy ulicą nie wiadomo gdzie i szliśmy wzdłuż nie dobre pół godziny. Dotarliśmy do oceanu. Poszliśmy na pustą plażę, gdzie były ciekawe skałki.
Następnie ruszyliśmy taksówką w stronę centrum, gdzie zaczęliśmy kontaktować się z osobami z cs, z którymi mieliśmy spędzić czas. Znaleźliśmy, tradycyjnie, McDonald's. Sytuacja była dla mnie kryzysowa, bo nie myłam się jakiś czas. Zrobiłam coś, co każdy Polak-Cebulak zrobiłby! Umyłam włosy w łazience w maku xD Następnie owinęłam głowę chustą jak muzułmanka i wyszliśmy z maka, żeby nie robić więcej siar. Wstyd! Ale jaka ulga dla głowy... Nie przejmowałam się zbytnio poziomem siary xD
Czekaliśmy na naszych couchsurferów. Spóźnili się trochę bardzo, zdążyłam w tym czasie znaleźć pocztę i wysłać kartki. Po drodze oczywiście niemal każdy się patrzył. Miałam ciasne spodnie, przez co widać było moją figurę, więc się jarali. Tam wszyscy chodzą w szlafrokach!
Z couchsurferami, którzy świetnie się znali (znalezieni niezależnie) poszliśmy na obiad i herbatę. Zjadłam tadżin, porozmawialiśmy i zabrali nas autem na plac z wieżą Hassana. Niestety akurat coś remontowali i nie dało się wejść na schody przed wieżą.
Później odwieźli nas na lotnisko, podziękowaliśmy i pożegnalismy się, życząc sobie powodzenia.